fbpx

Tego się nie zapomina

Tego się nie zapomina
Ze sportowych aren
fot. Justyna Jeziorna

Ponad 20 lat gry w koszykówkę. Takim stażem mogą się pochwalić nieliczni. O bogatej karierze zawodniczej rozmawiam z Justyną Jeziorną.

Jak Pani wspomina początki gry w koszykówkę?

Początki były bardzo ciężkie. Trenowałam piłkę ręczną i koszykówkę i nie wiedziałam, którą z tych dyscyplin wybrać. Ostatecznie po namowach trenera Jana Gambala wybrałam koszykówkę i nie żałuję swojej decyzji. Mile wspominam czasy, kiedy stawiałam pierwsze kroki w koszykówce.

Z polkowicką drużyną była Pani związana przez większość swojej kariery. Co Pani szczególnie utkwiło w pamięci?

Na pewno pierwszy zdobyty medal w mojej karierze. Było to w 2005 roku. W składzie drużyny były same Polki i nikt na nas nie liczył. Mimo to zrobiłyśmy niespodziankę. W meczu o brąz grałyśmy w Pabianicach. Był to niezwykle zacięty bój do ostatnich sekund. Kończyłyśmy to spotkanie, grając w czwórkę. Prawdziwy horror. Właśnie ten mecz utkwił mi najbardziej w pamięci.

Pamięta Pani swoje wszystkie sukcesy sportowe?

Troszkę ich było i trudno wszystkie sobie przypomnieć. Na pewno medale Mistrzostw Polski. Było ich pięć. Złota nie udało mi się zdobyć, ale wywalczyłam srebro. Liczę teraz na moja córkę, że poszerzy naszą kolekcję i zdobędzie złoty medal, ponieważ od kilku lat gra w koszykówkę, a więc poszła w moje ślady.

Czy obecna gra w koszykówkę różni się od tej, kiedy Pani grała?

Myślę, że tak. Koszykówka kiedyś była spokojniejsza, teraz jest dużo szybsza. Nie wiem, jakbym teraz się odnalazła na parkiecie, ale myślę, że jakbym musiała, to dałabym sobie radę. Trzeba byłoby się sprawdzić (uśmiech). Ale to już, niestety, nie te lata.

Tęskni Pani za koszykówką?

Bardzo. Mamy na podwórku kosz i często z córką rywalizuję. Robimy sobie różnorodne treningi.

I kto jest lepszy? Córka czy mama?

(Uśmiech). A to różnie. Mama się nie poddaje młodości. Zaciskam zęby i gram, chociaż czasem jest ciężko. Często realizujemy treningi, które córka ma rozpisane przez trenerów. Lubię z nią potrenować i może czegoś ją jeszcze nauczyć.

Sport w Pani rodzinie był od zawsze. Brat był piłkarzem, mąż również, a teraz córka poszła w Pani ślady. Czy to przeznaczenie?

Córka wybrała koszykówkę sama. Nigdy jej do tego nie namawiałam. Myślę, że w naszej rodzinie sport mamy we krwi. Ciekawa jestem, czy dwójka moich najmłodszych dzieci też wybierze ścieżkę sportu. To się w przyszłości okaże.

Czy Pani w dalszym ciągu kibicuje polkowickiej drużynie? Czy nie ma na to czasu?

Oczywiście. Śledzę wszystkie ich mecze. Po tylu latach gry w koszykówkę nie da się od tego odciąć. Jak mogę to chodzę na mecze i oglądam transmisje telewizyjne. Kibicuję swoim koleżankom z parkietu i życzę im jak najlepiej.

red. Ryszard Flisiewicz
Tłumacz
Zajrzyj na Facebooka
Przejrzyj Instagram
Oglądaj na YouTube