fbpx

Flisiewicz: Odkryłem w sobie pasję, która daje mi życiowego kopa

Na pierwszym planie z lewej strony w białej koszulce, czarnych spodenkach i przepaską na głowie Izabela Flisiewicz, żona Ryszarda Flisiewicza stojącego obok w zielonym stroju i czarna opaską na głowie. Za ich plecami widać ludzi, drzewo oraz budynek mieszkalny.
Ze sportowych aren
fot. Ryszard Flisiewicz - archiwum prywatne

Niespełniony weterynarz, dziennikarz sportowy z przypadku, w sporcie właśnie odnalazł swoją pasję biegania. Tą zagadkową osobą jest Ryszard Flisiewicz, z którym rozmawia Mateusz Felkel.

Z tego co wiem, zawsze interesowałeś się sportem, ale kilka lat temu odkryłeś swoją pasję, jaką jest bieganie długodystansowe. Czy to prawda?

Rzeczywiście trochę biegam. Aż sam się sobie dziwię. Sportem zawsze się interesowałem. Jak byłem dzieckiem, to chyba jak każdy chłopak ganiałem za piłką, w szkole średniej miałem epizod z siatkówką, nie tak dawno grałem w tenisa ziemnego, a kilka lat temu połknąłem bakcyla biegowego i sprawia mi to dużo satysfakcji.

Jak to się stało, że zacząłeś biegać? Czy to przypadek?

Można tak powiedzieć. Do uprawiania tej dyscypliny pośrednio namówił mnie szwagier, który ma na swoim koncie już kilkanaście maratonów. Ostateczną decyzję o bieganiu podjąłem po wizycie u lekarza. Miałem problemy zdrowotne i właśnie bieganie mi pomogło. Schudłem 30 kg i teraz jest zdecydowanie lepiej. Biegam systematycznie, biorę udział w zawodach, co jest fajnym przeżyciem i sam się sobie dziwię, że to robię, ponieważ dziwiłem się, jak można tak długo biegać, gdy obserwowałem szwagra. Teraz już wiem, że to możliwe i sprawia ogromną frajdę.

Śmiało można powiedzieć, że bieganie pomaga ci utrzymywać formę i wpływa pozytywnie na twoją kondycję zdrowotną?

Jasne. Odkryłem w sobie nową pasję, która daje mi życiowego kopa. Owszem, trzeba włożyć dużo wysiłku, żeby przebiec kilkadziesiąt kilometrów, ale po ukończeniu takiego dystansu czuję się jak w raju. To naprawdę działa. Dodatkowo przynosi efekty zdrowotne, więc czego można więcej chcieć. Mam blisko 60 lat i w takim wieku zdrowie jest najważniejsze.

Czy to prawda, że namówiłeś żonę, żeby z tobą biegała?

Tak, to prawda. Moja żona bardzo mi pomogła w moich problemach zdrowotnych. Nawet ze mną zaczęła biegać. Często trenujemy razem i snujemy plany odnośnie startów w zawodach. Dobrze mieć przy sobie taką kochającą osobę, na którą zawsze można liczyć.

Teraz pytanie z innej beczki. Nie będę odkrywczy mówiąc, że lubisz zwierzęta. Dużo ludzi je lubi, ale z tego co wiem, w swoim życiu nawet je leczyłeś?

A skąd ty to wiesz? Rzeczywiście, po skończeniu technikum weterynaryjnego we Wrześni podjąłem pracę w lecznicy dla zwierząt, gdzie przepracowałem siedem lat. Bardzo lubiłem leczyć zwierzęta i gdybym miał szansę teraz ten zawód wykonywać, to nawet przez chwilę bym się nie wahał. Zresztą muszę się pochwalić, że w moje ślady poszła córka i jest lekarzem weterynarii. Syn z kolei wybrał inną profesję – został prawnikiem. Ze swoich dzieci jestem bardzo dumny.

Ale swoje życie zawodowe związałeś z całkiem inną profesją. Od kilkudziesięciu lat pracujesz w polkowickich mediach.

To czysty przypadek, który trwa właściwie do dzisiaj. Wszystko rozpoczęło się w 1995 roku, kiedy prze-prowadziłem się do Polkowic. Moja żona mnie namówiła, żebym spróbował się przekwalifikować i spróbować swoich sił w Polkowickiej Telewizji Kablowej, która dopiero raczkowała na lokalnym rynku.

red. Mateusz Felkel
Tłumacz
Zajrzyj na Facebooka
Przejrzyj Instagram
Oglądaj na YouTube